30 kwietnia 2015

Zielono mi, czyli mój rok w Irlandii #04

Lecąc do Irlandii, byłam świadoma pięknej pogody tam panującej. Trochę smutno się robiło, że zostawiam słońce za sobą, ale nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do klimatu. Byłam skłonna zaprzyjaźnić się z deszczem, każdego ranka witając go z uśmiechem. Relacja między nami jednak z miesiąca na miesiąc się oziębiała, bynajmniej, nie przez brak słońca. Nastawienie ludzi do pogody kompletnie wybiło mnie z rytmu, sprawiając, że znienawidziłam codziennego kompana. Pomyśleć, że mieszkańcy Irlandii powinni być przystosowani do wiecznie mokrego krajobrazu... nic bardziej mylnego! Nietrudno się dziwić dlaczego większa część tamtejszej populacji boryka się z tyciem. Śpieszę z wyjaśnieniem.



Kiedy padało, praktycznie nikt nie wychodził ze swojego domu. Wystarczyło wyjrzeć przez okno żeby domyśleć się, że tylko jedna ja chciałabym zbratać się z deszczem. Nie potrafiłam zrozumieć ich podejścia. Skoro codziennie nad irlandzkim miasteczkiem występowało oberwanie chmur, nie widziałam przeszkód, by pogodzić się z tym faktem i śmiało brodzić w kałużach, niczym małe, radosne dziecko. Szkoda, że nikt nie podzielał mojego zdania. Pozostawało mi jedynie gnieździć się w domu, pod kołdrą, pisząc z polskimi przyjaciółmi na facebook'u (choć często zdarzało się, że bezmyślnie patrzyłam w ścianę dzięki kochanej ' cioci ', która karząc jedną osobę za zbrojenie, karała również i mnie, wyłączając internet, nieważne, że nie pisałam z kimś mi bliskim parę dni). I tak, siedząc cały czas na tyłku, Sara, która nigdy nie tyła, bo pieprzony metabolizm nie wyrażał na to zgody, przytyła i to 5 kg! (które szybko spaliłam odwiedzając rodzinę w Polsce na święta). 
W centrum miasta można było spotkać wiele osób, podejrzewam jednak, że nie kierowały się chęcią wyjścia na świeże powietrze, a szałem zakupowym bądź pysznym fast-foodem.

Szał zakupowy. Tylko tam mogłam siedzieć i siedzieć w sklepach, nie marudząc nikomu ani razu. Podobało mi się to, że nikt nie ukrywał robienia zakupów w second hand'ach. Wiadomo, że nie każdego stać na drogie ciuchy i ludzie to wiedzieli. Przeważnie chodziłam do Primark'a, który zapewniał tanie ceny i dobrą jakość, jak dla mnie rewelacja :)
Ile ludzi, tyle stylów. Nikt nie posyłał spojrzenia dezaprobaty w kierunku osób z totalnie innym stylem. Jest tam tak dużo różnych osób, z wielu krajów, mających inną kulturę, że człowiek nie zastanawia się nad tym czy ubiera się według mody i panującej zasady, której nie ma! Po prostu, jak lubi tak się nosi i już. Szkoda, że tutejsza młodzież nie potrafi tego zrozumieć, śmiejąc się z pierwszej, lepszej osoby, która stylem im nie podpasuje, bo przecież łatwo kogoś urazić, mając gdzieś jej uczucia. 

Powiem wam, że w życiu nie jadłam tak smacznego chińczyka jak własnie w Derry (z czytanych innych blogów, wiem, że nie tylko w Irlandii ów chińczyk się znajduję, więc polecam zajrzeć gdziekolwiek na Wyspach się znajdziecie). Opcja ' płać raz, jedz ile chcesz ' jest bardzo przyzwoitym pomysłem, zwłaszcza dla osób lubiących pojeść, a dzięki jedzeniu z bufetu, z którego możesz brać ile razy chcesz i ile chcesz, poczujesz niebo w gębie. Dodatkowo można zjeść deser i oczywiście, nie tylko raz, a korzystałam na tym, oj korzystałam :D Lody, banany w cieście i inne smakołyki, dla takich chwil warto na chwilę zapomnieć o zdrowym odżywianiu. 

Na pewno słyszeliście o ich piwie (a może nie?). Niestety, byłam za młoda na spróbowanie irlandzkiego piwa (przez rygor panujący w tamtym domu, obawiałam się, że ciotka jakimś cudem się dowie, że spróbowałam łyczek piwa, więc nawet nie próbowałam) przez co trochę żałuję. Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi  odwiedzić Irlandię, tym razem w celach czysto turystycznych, na pewno spróbuję i podzielę z wami moimi odczuciami :) Chociaż spróbowałam owocowej bawarki, ale było to wielkim błędem. Prawdziwa herbata z mlekiem jeszcze ujdzie (próbowaliście?), ale owocowa? Nie polecam.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz