17 maja 2015

Moja słabość

Wrażliwość jest błogosławieństwem, zarówno granicząc z przekleństwem. Między nimi przebiega niewidzialna linia łatwa do przekroczenia, powodując rozgardiasz. Wraz z wrażliwością dostajesz w prezencie empatię, ułatwiającą ci zrozumienie drugiego człowieka, kosztem niebotycznie dużej ilości czasu, który zostanie przepłakany. W końcu jesteś podatny na zranienia, manipulację twoją osobą i brak swojego zdania, po cichu podporządkowując się innym. Nachodzi cię ochota rzucić wszystko w cholerę, zaczynasz przeklinać los, który ma chorą frajdę z patrzenia na twoją bezsilność.Widzisz więcej negatywnych stron tej cechy, przestając dostrzegać jakiekolwiek dobre. Jednak dopiero poczucie winy, dołączone do empatii, które przychodzi ze zdwojoną siłą w nieodpowiednim momencie powoduje wewnętrzną rozpacz. Na chwilę, na dłużej, cały czas. Odbiera chęci, zostawiając nieprzyjemne wrażenie niechcianego. Zaraz, zaraz, stój!

Odkąd pamiętam często płaczę. Kiedy mam wszystkiego dość, uciekam do łez, pozwalając im na powolne spływanie po policzkach. Kiedyś nie przywiązywałam do tego szczególnej wagi, ale teraz dorosłam i zmieniło się moje postrzeganie na wrażliwość. O ile akceptuję chęć niesienia pomocy innym w postaci wspierającego ramienia, starając się jak najlepiej zrozumieć teraźniejszą sytuację osoby, to wzbierające się łzy za każdym razem, gdy zaczynam się wściekać lub jest mi smutno mam ochotę posłać daleko, w cholerę. Łzy to nie wszystko, niestety... Znacie te uczucie, gdy jesteście ze znajomymi i w którymś momencie coś komuś nie podpasuje, zaczyna grymasić, a wy na starcie myślicie, że to wasza wina? Niezależnie od sytuacji, czy padły słowa, które mnie posądziły, czy też nie, zawsze nachodzi mnie myśl 'co ja takiego zrobiłam?' . Za każdym razem mam wrażenie, że mogłam popełnić jakiś głupi błąd, zbyt często wyolbrzymiając problem do kolosalnych rozmiarów. Zaczynam tracić grunt, serce bije jak oszalałe, czuję jego ból, choć wiem, że jest to niemożliwe. W większości przypadków wina nie leży po mojej stronie, ale już nikt ani nic nie potrafi mi przemówić do rozumu, paskudna ironia losu... Poczucie winy zżera mnie od środka, wystawiając na wyimaginowany ból, który sama sobie sprawiłam. Nie potrafię przestać, powiedzieć sobie dość, coraz bardziej zatapiając się w niemocy, ogarniającej mnie od środka. Mam nadzieję, że ktoś przyjdzie i położy dłoń na moich plecach, ale w podświadomości wiem dlaczego tego nie zrobi. Sama się prosiłaś, teraz przeżywaj. Kiedy już jest po wszystkim, zaczyna do mnie docierać bezsens zaistniałej sytuacji, mając ochotę zapaść się pod ziemię.

Próbuję panować nad moimi słabościami, ale każda próba kończy się fiaskiem. Nie potrafię znaleźć złotego środka, którego mogłabym się uchwycić niczym koła ratunkowego. Nie twierdzę, że każdy wrażliwy człowiek ma te same problemy i nie cierpi tej cechy równie mocno jak ja, ale myślę, że większa część osób boryka się z podobną codziennością, męcząc się ze swoją wrażliwością. Jednak trzeba spróbować umieć dostrzec plusy swojego charakteru, by żyło się lżej, umieć spojrzeć na odbicie w lustrze z uśmiechem na twarzy. Nie każda wada jest do kompletnej poprawki, może po prostu za bardzo to wyolbrzymiasz jak ja ze swoim poczuciem winy. Usiądź i przeprowadź mentalną rozmowę ze samym sobą, może znajdziesz rozwiązanie. Ja będę dalej szukać, a kiedy w końcu je znajdę, odetchnę. Pamiętaj! Wady są doskonałością ciebie, nie próbuj na siłę pozbyć się ich wszystkich. 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz