14 maja 2015

Zielono mi, czyli mój rok w Irlandii #06

Będąc małym dzieckiem pragnęłam Halloween, ale wiecie, takiego prawdziwego, amerykańskiego. Oglądając różne filmy, gdzie przewijała się scena z dziećmi przebranymi w kolorowe stroje, z ogromnymi uśmiechami zbierające cukierki, marzyłam o swoim niesamowitym, jedynym w swoim rodzaju przebraniu. Pewnie gdybym miała okazję, złapałabym za strój rajdowca, którym w tamtych czasach chciałam być i wesoło biegała po ulicy z innymi dziećmi. Niestety, zachodnie Halloween do tej pory jest krytykowane w Polsce (mimo, iż Dziady A.Mickiewicza zawierają sceny rodem z tych jakże pogańskich obrządków, a lektura cholernie obowiązkowa...). Będąc w Irlandii w końcu miałam przyjemność zobaczyć tą całą bieganinę, ale nie mogłam w niej uczestniczyć...
Zdążyłam już w paru postach wspomnieć o kobiecie, u której mieszkałam. Była cholernie bogobojna i irytująca, codziennie wieczorem musiałam czytać biblię po angielsku, przerabiać lekcje przez godzinę (nie rozumiem całego tego zmuszania, kurde, jak dzieciak chce iść tą drogą to to robi). Jeżeli ktoś uparcie siedział w swoim pokoju oznaczało to brak internetu. Jednak nie to mnie kompletnie zatkało. Chciałam wziąć udział w ceremonii, może nie zbierać już cukierków, ale perspektywa ciekawego przebrania wiła się w mojej głowie odkąd przyleciałam. Parę dni przed wydarzeniem dostałam obuchem w twarz... ' Nikt z was nie będzie brał udziału w czymś tak pogańskim. Nie mamy nic słodkiego, nie zamierzam nic kupować, więc żadne dziecko tu nie wejdzie, a te starsze dziewczyny wiecie, co one wyprawiają? Piją wieczorami, pewnie upijają się gdzieś w zaułkach. Nie, nikt nie będzie brał w tym udziału '. Gdybyście wtedy widzieli moją minę, myślałam, że szczękę będę musiała zbierać z ohydnej wykładziny przez tydzień. Przez całe dwa miesiące żyłam Halloween, nie tylko dlatego, że miałam pierwszy raz na oczy zobaczyć dużą imprezę z okazji tego święta. Mój tata miał zarezerwowany lot akurat na te dni! Byłabym wniebowzięta, no właśnie, BYŁAM. Sprzeciwianie nie było warte niczego, zwłaszcza, że w każdej chwili mogła odesłać mnie do domu (mówiłam już, że parę razy z jej ust coś podobnego się wymsknęło?). Planowy strój poszedł w odstawkę, jakoś to zniosłam, ale specjalne pochowanie/zjedzenie cukierków żeby dzieci nie miały po co tu przyjść? Cios poniżej pasa... Wiem, że dawne Halloween obchodzili poganie, ja to wszystko dobrze wiem, ale czy ma to negatywny wpływ na dziecko? Zbieranie słodyczy, by później ten szczęśliwy malec miał swój mały dobytek jest złe? Jakoś nie sądzę. 

Dobrze, że był wtedy mój tata. Nie pamiętam dokładnie o której godzinie poszliśmy na powyższy most, by oglądać fajerwerki, ale gdyby nie on, pewnie siedziałabym w domu. Co do tych fajerwerków. Wiedzieliście, że w Nowy Rok, w takich miastach jak Derry, nie odbywa się pokaz sztucznych ogni? Nie wiem czy jest to spowodowane wcześniejszym pokazem na Halloween, czy nie, ale na szczęście na Sylwestra byłam w Polsce. Nie wyobrażam sobie siedzenia do północy bez żadnych atrakcji! Wracając do tematu, będąc na moście nie mogłam się napatrzeć na te wszystkie stroje, które mnie otaczały. Nieważne ile kto miał lat, ważne, że każdy dobrze się bawił. Jedni poprzebierani za lekarzy, drudzy za fantastyczne istoty, a jeszcze inni za ulubione postacie z serialów/filmów/książek. Wszyscy jak jedna, wielka rodzina patrzyliśmy na piękny pokaz sztucznych ogni puszczanych ze statku. Niesamowita atmosfera budziła pozytywne wrażenia, chciało się z innymi pójść na miasto i świętować noc. Cieszyłam się, że mogłam zobaczyć te wspaniałe wydarzenie razem z moim tatą, który równie jak ja był bardzo podekscytowany. 

Mam nadzieję, że kiedyś znów będę mogła zobaczyć tyle poprzebieranych ludzi. Kiedy tak się stanie, zamierzam w pełni wziąć w tym udział przebrana za, jeszcze nie wiem za co, ale na pewno intrygująco :D Ktoś z was miał okazję być na Wyspach Brytyjskich lub gdziekolwiek indziej, właśnie na takim Halloween? Opowiadajcie, jakie wrażenia na was wywarło :)




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz