9 maja 2015

Zielono mi, czyli mój rok w Irlandii #05

Lekcje z Eweliną (nauczycielką-polką, która uczyła mnie raz w tygodniu angielskiego) bardzo mile wspominam. Sympatyczna, cierpliwa i młodzieżowa, od razu ją polubiłam. Kiedy potrzebowałam pomocy w lekcjach bądź nie rozumiałam pojęć z niektórych przedmiotów, zawsze była chętna zerknąć do mojego zeszytu i wytłumaczyć. Pamiętam jak spytała się czy chciałabym chodzić na zajęcia teatralne, na których była pomocną ręką prowadzącej. 

Od zawsze ciągnęło mnie do odgrywania różnych ról i scen, więc zgodziłam się dołączyć. Zabrałam ze sobą koleżankę (polkę) i poszłyśmy do Waterside Theatre. Gemma, główna organizatorka zajęć była tak żywiołową osobą, że z miejsca mnie przekonała. W Polsce niby chciałam uczęszczać na kółko teatralne, ale to nie było to samo. W Irlandii mieliśmy zajęcia w teatrze z prawdziwego zdarzenia, a wizja występu w maju następnego roku przed mieszkańcami Derry kusiła. Okazało się, że mam w sobie ukryty talent aktorski i mimo, że z Gemmą często nie potrafiłam się dogadać (strasznie szybko mówiła, zwykle prosiłam o przetłumaczenie mi jej wypowiedzianych słów Eweliny), cały czas mnie chwaliła w świetnie wykonywanych ćwiczeniach. Podobała mi się ta przynależność do zainteresowania, chociaż teatr dawał mi szansę na wyrwanie się z domu. Czasem, z czystego lenistwa, nie miałam ochoty iść, ale po namolnym przekonywaniu przez ciotkę w końcu i tak byłam na zajęciach, ale nie żałowałam. Miałam te szczęście, że nie chodziłam sama, koleżance również spodobał się pomysł wystąpienia w spektaklu. Na przerwach przeważnie siedziałam z Pati, wymieniając się uwagami dotyczącymi poprzednich ćwiczeń, a gdy spotykałyśmy się u niej w domu, lubiłyśmy ćwiczyć nasze role, które dostałyśmy do zagrania. Gemma twierdziła, że potrafię całą sobą wczuć się w swoje role otrzymywane na wymyślanych przez nią zadaniach, ale moja bariera językowa uniemożliwiała mi zagranie głównej roli. Nic straconego. Bardzo ucieszyła mnie rola Królowej Zimy, która była lodowata i bez serca, wiecie, jak w tej powieści Andersena :) Uwielbiam grać role czarnych charakterków! Główna postać była bardzo miła i uprzejma, więc nie byłam smutna, że jej nie zagram, wręcz przeciwnie, podekscytowanie wzięło górę nad moim rozczarowaniem, którego praktycznie nie odczułam. Pamiętam ten finałowy dzień, odgrywanie swoich ról. Stres był ogromny, ale wraz z wejściem na scenę, zapomniałam gdzie się znajduję i odegrałam swoją postać najlepiej jak mogłam, dałam z siebie wszystko. Szkoda tylko, że nigdy nie widziałam filmiku... Ale, ale. Jest możliwość, że w końcu go zobaczę, więc jeżeli będę w jego posiadaniu, jesteście chętni zobaczyć mnie na scenie? :)

Powiem wam, że parę razy myślałam nad moją przyszłością w teatrze, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że marzę o czymś niemożliwym, nierealnym, by próbować. Wiem, brzmi to niedorzecznie, ale dalej tak sądzę. Mój brak wiary w siebie lubi trzymać się tego głupiego zdania : ' jest tyle chętnych ludzi zostać aktorem, że co ja tam mogę? ', to również tyczy się mojego śpiewu. Może gdybym miała choć trochę więcej pewności siebie, która popchnęłaby mnie do przodu i mocno trzymała kciuki, spróbowałabym?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz