16 kwietnia 2015

Zielono mi, czyli mój rok w Irlandii #02

Ci, którzy jeszcze nie przeczytali wpisu wprowadzającego odsyłam do pierwszego postu z serii Zielono mi, żebyście byli w temacie :)

Pierwszy dzień w Oakgrove College nie był taki zły jak go wcześniej, w autobusie wyobrażałam. Ludzie nie posyłali żadnych chamskich spojrzeń, nauczyciele byli bardzo pomocni, chcieli mi tłumaczyć nawet nazwy kolorów, dzięki czemu stres odszedł w zapomnienie. Zaś po ostatniej lekcji matematyki pozostało zaskakująco miłe wrażenie. Wszystko za sprawą pana uczącego wspomniany przedmiot, który swoim misiowatym usposobieniem zjednał wszystkich uczniów, w tym mnie :) Niesamowicie miłym gestem było robienie dla nas kawy/czekolady bądź herbaty, którą popijaliśmy na lekcji, rozwiązując przykłady ( swoją drogą, dziecinnie proste przykłady ). Z racji tego, że pierwszy dzień szkoły był w piątek, weekend wraz z moim tatą przeznaczyliśmy na zwiedzanie pobliskiej okolicy Derry, a zabrała nas tam koleżanka taty ( tak się złożyło, że w tym samym mieście mieszkały trzy rodziny, które bardzo długo znały się z moimi rodzicami ).

Przyjemnie chodziło się po soczyście zielonych klifach, pierwszy raz chłonąc widok bezkresnego oceanu. Niestety, pogoda we wrześniu nie sprzyjała pływaniu, na tą przyjemność musiałam poczekać do maja. Pomimo niezbyt ciepłej temperatury, trafiliśmy na słoneczny dzień ( jakże rzadkie zjawisko w tym kraju ), który w pełni wykorzystaliśmy. Miałam okazję zobaczyć ' Giant Causeway ", czyli na polski ' Grobla Olbrzyma ', gdzie znajdują się ogromne organy Olbrzyma. Robiły niesamowite wrażenie swoją wielkością i kształtem, matka natura potrafi zaskoczyć :)


Nie daleko znajdowały się bazaltowe skały, po których poruszanie nie było takie proste. Różna wysokość oraz wilgoć potrafiły wyeliminować nie jednego turystę.


Wracając do Derry, wstąpiliśmy do supermarketu, gdzie kupiłam moje ulubione chipsy Walkers'y o smaku octowym. Pyszności :D Mój tata był tylko trzy dni, więc starałam się zobaczyć z nim jak najwięcej, gdyż nie wiedzieliśmy kiedy znów się zobaczymy. Zdążyliśmy jeszcze razem zwiedzić centrum miasta oraz wstąpić do sklepu ' wszystko za funta ', gdzie można było kupić wiele drobnych rzeczy za naprawdę jednego funta ( nie to co u nas ze sklepami ' wszystko za 5 zł ' kiedy naprawdę jest tak przez miesiąc, dwa, a później ceny drożeją i zmieniają szyld ' wszystko od 5 zł ' :) ) Tam kupiłam pyszną, dużą czekoladę Tablerone oraz wielką pakę zawierającą 5 paczuszek chipsów octowych :D

Był to bardzo udany pierwszy weekend spędzony w Irlandii, jeden z tych, których nie zapomnę do końca życia.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz